Każdy, kto spędził choć trochę czasu w open space, wie, że hałas potrafi być zmorą. Rozmowy z kilku stron naraz, stukot klawiatury, szum wentylacji – niby nic wielkiego, ale po godzinie czy dwóch człowiek czuje się zmęczony, a o skupieniu trudno mówić. Nie ma co ukrywać, nowoczesne biura, choć piękne i przestronne, często cierpią na brak prywatności akustycznej. Właśnie dlatego coraz częściej pojawiają się w nich ściany akustyczne – i to nie jako chwilowa moda, ale realna potrzeba.
Dlaczego ściany akustyczne są dziś tak ważne?
Nie ma sposobu, żeby całkowicie uciszyć biuro, w którym pracuje kilkadziesiąt osób. Ale można sprawić, że dźwięki nie będą aż tak uciążliwe. Ściany akustyczne nie tylko tłumią rozmowy, ale też poprawiają akustykę całego pomieszczenia. To oznacza mniej pogłosu i mniejsze zmęczenie słuchowe. W praktyce wygląda to tak, że spotkania przebiegają sprawniej, a zwykła rozmowa przy biurku nie rozprasza połowy zespołu.
Dobrze zaprojektowana ścianka powinna mieć izolacyjność akustyczną na poziomie co najmniej Rw 35–40 dB. To taka wartość, która faktycznie robi różnicę – rozmowa zza ściany staje się mniej wyraźna, a szum tła przestaje dominować. Szukasz rozwiązań, które łączą skuteczność z nowoczesnym designem? Sprawdź: https://optimalpoland.pl/sciany-akustyczne-stale/.
Czy można połączyć estetykę i skuteczność?
No właśnie – ktoś mógłby powiedzieć, że skoro ściana ma być techniczna, to pewnie będzie wyglądała jak gruby panel z hali produkcyjnej. Nic bardziej mylnego. Dzisiejsze systemy projektuje się tak, żeby były częścią aranżacji. Można wybrać szkło hartowane, laminat w kolorze drewna, a nawet tkaniny, które wyglądają jak dekoracyjne obicia.
W praktyce oznacza to, że biuro zyskuje nie tylko ciszę, ale i charakter. Co więcej, takie ścianki są modułowe – można je przestawiać i zmieniać układ przestrzeni bez generalnego remontu. I tu leży cała przewaga nad klasycznymi ścianami z betonu czy karton-gipsu. Raz zamontujesz, a potem przez lata masz swobodę aranżacji.
Jakie normy techniczne powinny być spełnione?
Tu nie ma drogi na skróty. Jeśli producent nie pokaże wyników badań, lepiej od razu zapalić czerwoną lampkę. Najważniejsze są normy PN-EN ISO 10140 (izolacyjność akustyczna) i PN-EN ISO 354 (pochłanianie dźwięku). Produkty zgodne z tymi standardami mają zwykle wskaźnik pochłaniania αw między 0,60 a 0,90, czyli znacząco ograniczają echo.
Nie każdy zdaje sobie sprawę, że różnica między ścianą z certyfikatem a tanim zamiennikiem to nie tylko parametry na papierze. To różnica odczuwalna od pierwszego dnia – w jednym przypadku pracuje się w spokoju, w drugim dalej słychać każde słowo kolegi obok.
Jakich błędów lepiej unikać?
Prawda jest taka, że najczęstszy błąd to kierowanie się wyłącznie wyglądem albo ceną. Ściana za połowę ceny, ale z izolacyjnością 20–25 dB, to po prostu dekoracja. Ładna, ale bez efektu. Drugi błąd – brak analizy przestrzeni. Open space wymaga czegoś innego niż sala konferencyjna czy strefa ciszy. Jeśli ktoś nie zwróci na to uwagi, może się okazać, że nawet dobra technicznie przegroda nie spełnia swojej roli.
No i jeszcze jedna rzecz – inwestorzy czasem zakładają, że „jakoś to będzie”, a później są zdziwieni, że pracownicy wciąż narzekają. A przecież wystarczy sprawdzić certyfikaty i wyniki badań przed zakupem. To drobny wysiłek, który pozwala uniknąć sporych rozczarowań.
I właśnie tu tkwi sedno – ściany akustyczne nie muszą wybierać między estetyką a skutecznością. Dobrze zaprojektowane łączą jedno i drugie, a przy tym spełniają normy techniczne. Efekt? Biuro, w którym można normalnie pracować, rozmawiać i… po prostu lepiej się czuć.
Artykuł sponsorowany